Dziś znów wybrałem się na polowanie z Wieśkiem, nockiem rudym, o którym Wam już opowiadałem. Ponieważ Wiesiek łowi owady niemal wyłącznie nad wodami, a mi wystarczy do tego kilka drzew i jakieś zarośla, polecieliśmy w dół niewielkiej, płynącej przez lasy rzeczki, aż do rozległego stawu. I tam zrozumiałem, o co chodziło Wieśkowi, kiedy skarżył się, że nie każda woda nadaje się do polowania dla nocków rudych. Gdy lecieliśmy wzdłuż rzeki i ja, co jakiś czas, podjadałem sobie a to ćmę, a to pająka, ze zwieszających się nad korytem gałęzi, Wiesiek zniżał lot i zaczynał wywijać te swoje śmieszne kółka, muskając stopami taflę wody i raz po raz podając sobie do pyszczka smaczne kąski. Robił to jednak wyłącznie w miejscach, gdzie nurt rzeczki był spokojny, a tafla – gładka i bez zmarszczek. Kiedy nurt przyśpieszał i zaczynał bulgotać na kamieniach i zwalonych pniach, Wiesiek rezygnował, choć właśnie w takich miejscach roiło się od pysznych owadów – ochotek, chruścików, jętek. Gdy nurt zwalniał, a fale i wiry znikały, Wiesiek wznawiał polowanie, choć w takich miejscach nieraz – jak sam mówił – znaleźć można było pojedyncze ochotki, siedzące na tafli, po tym, jak kryjące je poczwarki wynurzyły się z toni. Zdziwiło mnie to tak, że musiałem usiąść na pniu i podrapać się kciukiem między uszami.
Wreszcie dolecieliśmy do stawu. Zacząłem oblatywać przybrzeżne szuwary i krzewy wierzb, delektując się delikatnymi pająkami i tłustymi muchami, jakie siedziały w odrętwieniu na liściach roślin. Część stawu porośnięta była gęstą rzęsą, liśćmi grzybieni, rdestnic, nic więc dziwnego, że tam roiło się wprost od owadów, zwłaszcza drobnych muszek, które – jak zauważyłem – stanowiły ulubiony przysmak Wieśka. Ale on – tu kolejne zdziwienie – trzymał się od tamtej części stawu z dala, uporczywie zataczając swoje kółka nad jedynym, wolnym od roślin, fragmentem. Co to ma znaczyć? Taki doświadczony nietoperz, a nie potrafi odróżnić dobrego żerowiska od takiego sobie? Przecież żyje na tym świecie znacznie dłużej niż ja. Usiedliśmy na chwilę na pniu przybrzeżnej olchy, żeby odpocząć. Wtedy Wiesiek, mając chyba dość moich uporczywych pytań, wyjaśnił mi wszystko.
Otóż nocki rude potrzebują do polowania idealnie gładkiej tafli wody, gdyż tylko na tle takiej tafli ich echolokacja jest w stanie wykryć owada – uszy zarejestrują echo powracające od maleńkiej muszki czy chruścika. Gdy lustro wody jest pomarszczone lub pokryte pływającymi roślinami, powstaje tyle dodatkowych ech i zakłóceń, że zupełnie zacierają one obraz ofiary – nie sposób odróżnić, które echo jest od czegoś do jedzenia, a które jest niechcianym szumem tła. Wiele tych zmarszczek, czy listków rzęsy, jest przecież większych niż rojące się nad wodami ochotki. Nad rzekami, w miejscu gdzie nurt przyspiesza i kotłuje, płynąca woda wytwarza też strasznie dużo szumu, do tego stopnia, że ciężko jest usłyszeć echa własnych sygnałów. Ale kiedy już Wiesiek znajduje takie idealne lustro, napełnia sobie brzuszek znacznie szybciej niż ja – nad wodami zawsze kręci się jakieś jedzonko.
Przykład idealnego żerowiska dla nocka rudego - rzeczka o spokojnym nurcie
i osłonięte zbiorniki wodne o gładkiej, w większości nie zarośniętej tafli wody.
i osłonięte zbiorniki wodne o gładkiej, w większości nie zarośniętej tafli wody.
Fot. A. Kepel
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz